w ,

Influencerka i fotografka burzą stereotypy

„Dojrzewam po swojemu”

Magdalena Jakubiec-Cichańska głośno mówi o tym, że po pięćdziesiątce odważyła się być sobą. Od kilku lat zachęca do tego samego inne kobiety. W 2017 r. założyła blog Perły w wielkim mieście, wkrótce potem – profil na Instagramie, gdzie intensywnie (oraz skutecznie – Magda jest rozpoznawalną influencerką) promuje swoją wizję dojrzałości w social mediach. Jest inicjatorką i organizatorką corocznego marszu kolorowych kobiet, który odbywa się pod hasłem: „Niech nas zobaczą!”. Bo to jedna z misji Magdy – sprawić, żeby kobiety po 50., 60., 70. i 80. roku życia przestały być niewidoczne.

Z wykształcenia – historyk sztuki, z powołania – eventowiec i artystka. Magda szybko wiedziała, że ani praca naukowa, ani praca z dziećmi w szkole to nie dla niej. Musiała realizować ambitne projekty – zlecone przez innych lub wymyślone przez siebie. Była szefową marketingu w dużej firmie, potem pracowała w Domu Aukcyjnym Rempex, dla którego otworzyła galerię biżuterii dawnej. Jednak kiedy do tego doszło, stwierdziła, że codzienne zajmowanie się tym samym to nie dla niej. I tak było za każdym razem – kolejne projekty powołane do życia, a zaraz potem: „To ja lecę dalej”.

Jestem niespokojnym duchem – przyznaje Magda. – W momencie, gdy doprowadzam coś do końca, gdy projekt zaczyna żyć własnym życiem, wszystko działa i jest constans, ja mówię: „Było miło, dziękuję za uwagę”, i wychodzę. Kiedyś na rozmowie o pracę zapytano mnie, dlaczego tak często zmieniałam pracodawców – śmieje się. – W tamtych czasach to było podejrzane.

Z opowieści o przygodach zawodowych wyłania się obraz… milenialki urodzonej w latach 60.

Mnie interesuje praca, w której coś się dzieje. Nie lubię, kiedy ktoś mnie zmusza do czegoś, co nie ma większego sensu, co jest odtwórcze. Robienie tego samego dzień w dzień, robienie czegoś, co nie jest kreatywne, do czego nie jestem przekonana i nie mogę tego firmować własną twarzą, to dla mnie strata czasu – przyznaje Magda.

Mając świadomość swoich potrzeb i talentów, Magda w 1993 r. założyła firmę. Dziś powiedzielibyśmy: eventową. Wtedy to słowo nie funkcjonowało, firma nazywała się Chimera i była to agencja organizacji imprez.

–  Wiedziałam, że to nie będzie łatwa droga. Że będę się na niej potykać. Ale najważniejsze było, że będę niezależna i będę mogła prowadzić aktywne życie odpowiadające mojej osobowości – mówi.

Pierwszą imprezę wymyśliła sama – był to pokaz mody we współpracy z Galerią Ubioru i projektantami. Potem, przez kolejne 10 lat, organizowała wernisaże, koncerty, pokazy. Czuła się spełniona i szczęśliwa. Do czasu. Po czterdziestce do problemów osobistych dołączyło wypalenie zawodowe. Magda rozwiodła się, zaczęła też zastanawiać się, czy to, co tak kochała robić, nadal ją pasjonuje, czy to jest jej właściwa droga. Uznała, że nie, i zamknęła firmę. Kolejne 10 lat to był czas poszukiwań i sprawdzanie siebie w różnych sytuacjach: została managerką włoskiej restauracji, potem – agentką nieruchomości. W obu zawodach była świetna, ale… to nie było TO.

Nigdy nie jest za późno

Czułam, że to nie jest moje – mówi Magda, podkreślając, że najważniejsza jest dla niej wiarygodność, a ta jest efektem tego, że robimy to, co nam w duszy gra.

Szukała więc dalej, próbując samodzielnie dotrzeć do odkrycia tajemnicy, co powinna robić w życiu.

Miałam kryzys po pięćdziesiątce, przyznaję. Były momenty, w których myślałam, że nic mnie już dobrego nie spotka, że już mniej czasu przede mną niż za mną. Pogrążyłam się w smutku, który komunikowałam czarnymi ubraniami. Po jakimś czasie stwierdziłam jednak: „Dość!”. Bo ja jestem waleczna, nie poddaję się, miewam słabości, ale nie zatrzymują mojej chęci poszukiwania. To też przywilej bycia 50+, przywilej dojrzałości: umożliwia spojrzenie na swoje życie i refleksję, czy ono jest takie, jakie chcę, żeby było. Wcześniej często wycofujemy się z realizacji marzeń, bo wydaje się nam, że nie umiemy, bo ktoś kiedyś powiedział, że to nie dla nas. U mnie tak było z malarstwem: kochałam pracownie malarskie, sztalugi, pędzle wywoływały we mnie dreszcz. Ale uważałam, że nie potrafię.

Okazało się jednak, że potrafi. Kiedy już stanęła przed sztalugami i zaczęła dzielić się ze światem swoją twórczością w social mediach, stało się jasne, że ludziom podobają się jej obrazy, a galerie chcą je wystawiać.

Magda potrafi też rozmawiać i dostrzegać wyjątkowość w innych osobach. Kiedy wyszła ze stanów depresyjnych, zwróciła uwagę na twórczość Ariego Setha Cohena – amerykańskiego fotografa, który uwiecznia dojrzałe kobiety na ulicach Nowego Jorku i pokazuje je zarówno w książkach, jak i na profilach SM tworzonych pod wspólnym tytułem Advanced Style. Magdę zachwyciły kolorowe, wyraziste 60-, 70-, 80- i 90-latki. Postanowiła rozejrzeć się za takimi kobietami na warszawskich ulicach. I tak zaczęła projekt Perły w wielkim mieście – blog, a teraz, przede wszystkim, profil na Instagramie, na którym pokazuje, że po 50. roku życia można wyglądać oryginalnie i robić fajne rzeczy.

– „Perły” były dla mnie terapeutyczne. Zaczęłam otwierać się na świat i na siebie. Zaczęłam poznawać świetnych ludzi.

Blog dał jej poczucie, że wreszcie wskoczyła na właściwe tory. Trudno tego nie zauważyć – pasja Magdy jest bardzo autentyczna. O swoich Perłach – kobietach, które fotografuje – mówi z zachwytem, podziwem. Magda podkreśla, że jej profil nie jest modowy – nie pokazuje mody, tylko osobowość wyrażaną strojem. Sama też jest taką Perłą. Jej charakterystyczny styl przykuwa uwagę i wzbudza pozytywne reakcje ludzi w sieci i na ulicach. Daje jej rozpoznawalność i pomaga jej docierać coraz szerzej z przekazem, który ma dla dojrzałych kobiet – że w każdym momencie życia mogą zacząć coś nowego.

Mówię im, żeby przeglądały się w lustrze, a nie w cudzych oczach. Żeby odważyły się żyć tak, jak chcą – kwituje z zapałem.

Pytana o plany, ta kobieta „najbardziej wolnego zawodu świata”, czyli świeżo upieczona emerytka, mówi, że bardzo chce zrobić sesję barwnych kobiet spotkanych na ulicy i pojechać z wystawą w Polskę. Pokazać, że każdy może cieszyć się życiem i realizować marzenia bez względu na wiek.

W ten sposób chciałabym pomóc tym kobietom, które nie mają odwagi. Bo ja cały czas mam potrzebę, żeby coś dać innym, zrobić coś więcej, podzielić się ta ogromną radością, którą mam z kontaktu z ludźmi, przekazać ten entuzjazm dalej.

Póki co sama stanęła przed obiektywem aparatu – oddała się w ręce Julity Ledzińskiej, fotografki, która ma podobną, jak ona, misję. Efekt spotkania tych dwóch niezwykłych kobiet można podziwiać na okładce tego numeru oraz w portfolio Silver Models, w wizytówce Magdy, która dołączyła do agencji modeli i influencerów 50+ na początku tego roku.

„Wyjdźmy z silosów”

Fotografia jest wielką pasją Julity od czasów studenckich, przez lata realizowaną jako hobby po godzinach. Gdy Julita skończyła 50 lat, robienie zdjęć stało się jej sposobem na zarabianie, nową i cały czas doskonaloną profesją. Jest także narzędziem do obnażenia absurdu ageizmu, który widzi wokół i którego doświadczyła przez kilka miesięcy na warszawskim rynku pracy.

Julicie trudno zrozumieć dyskryminowanie ludzi ze względu na wiek. Uważa, że życie w korporacyjnych silosach – hermetycznych środowiskach, gdzie nie ma styczności z osobami spoza własnej bańki wiekowej i społecznej – jest krótkowzroczne. Odrzucając ludzi w sile wieku i możliwości, tylko dlatego, że ich PESEL nie pasuje do „młodego, dynamicznego” zespołu, firmy dużo tracą.

Ona sama dużo myślała o tym, jak zmieniać ograniczające stereotypy, które stoją u podstaw ageizmu. Stwierdziła, że nie ma innego sposobu, jak pokazywanie konkretnych, dojrzałych ludzi – tego, co robią, jak myślą, jaką mają historię. Tak powstał projekt 50 Kobiet po 50 (pięćdziesiątce – przyp. red.) – seria sesji i wywiadów, których bohaterkami są kobiety 50+. Dotąd powstało ich ok. 40. Julita zapytana o to, jaki obraz współczesnej kobiety po pięćdziesiątce się z nich wyłania, odpowiada:

Nie ma kobiety, która nie doświadczyłaby czegoś trudnego. Każda ma za sobą mniejszą lub większą traumę. W każdym wywiadzie przewija się też to, że te kobiety młodszej wersji samej siebie powiedziałyby: „Nie bój się, rób!”.

Czyli wracamy do tego, do czego nawołuje Magda – do odwagi. Julita znalazła ją w sobie i postawiła wszystko na jedną kartę. Metamorfoza dyrektorki z korporacji w przedsiębiorczynię nie była łatwa. Julita musiała nauczyć się wielu, nieznanych wcześniej, rzeczy, a jednocześnie wzmacniać kompetencje fotograficzne. Prowadzenie własnego studia to jednak nie tylko sesje, robienie zdjęć i ich obróbka – to także marketing, sprzedaż, księgowość. Julita musiała rozpoznać, jakie kanały dotarcia do nowych klientów są najskuteczniejsze, nauczyć się odpowiednio wyceniać swoją pracę, komunikować specjalizację – fotografię portretową. Szło to gorzej i lepiej – ale nawet to „gorzej” nie sprawia, że chciałaby wrócić do korporacji.

Teraz mam poczucie, że ponoszę pełną odpowiedzialność za to, co robię. Wcześniej miałam szczęście, bo często miałam duże poczucie sprawczości, ale to też zależało od tego, jakiego miałam szefa. Ci, którzy mieli poczucie własnej wartości, nie musieli budować się na umniejszaniu innych, i ja mogłam być decyzyjna. Jednak to nie to samo, co teraz, gdy to ja o wszystkim decyduję i gdy mogę zarządzać swoimi kompetencjami tak, żeby dawały mi flow w życiu, a jednocześnie zabezpieczenie finansowe.

Praca50.plus – nowy portal pracy z ogłoszeniami dla osób dojrzałych

„Wiekowienie wymaga planowania” – wywiad z Anną Streżyńską, CEO MC2 Innovations